Forum Grupa Teatralna JBT Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Pudełko marionetek

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Grupa Teatralna JBT Strona Główna -> Scenariusze / Propozycje
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Maja Falkiewicz
Master



Dołączył: 29 Sie 2007
Posty: 760
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 21:53, 02 Gru 2010    Temat postu: Pudełko marionetek

Witam! Marlena przesłała mi swój scenariusz Wesoly, treść poniżej:

PUDEŁKO MARIONETEK

Marlena Cybulska

Na początku wchodzi mężczyzna (detektyw) ubrany w długi najlepiej szary albo taki żółtawozielonkawy prochowiec i oczywiście kapelusz. Mógłby mieć jakieś cygaro albo fajkę i ciemne okulary. Scena jest zaciemniona i tylko na środek pada światło na mężczyznę, który wchodzi szybkim krokiem i od razu zaczyna mówić do publiczności.

Inspektor: Nie myślcie sobie, że to będzie kolejne zwykłe przedstawienie, że wyjdziemy tu na scenę, coś powiemy, może będzie to z sensem, a może nie. O nie! Nie myślcie sobie, że usłyszycie znów jakąś zwykłą historyjkę, nic nie znaczącą i o której zapomnicie już w drodze do domu. O nie! To będzie wielka historia! Historia w której fikcja połączy się z rzeczywistością, a to co nie możliwe stanie się nagle dostępne w zasięgu ręki. MIŁOŚĆ, ZAZDROŚĆ, MARZENIA, BIEDA, BOGACTWO, TALENT, ŚMIERĆ I ŻYCIE! Bądźcie ciekawi i nie myślcie, że wyjdziecie stąd tacy sami! A teraz już cicho bo śledztwo trwa, bo tak właśnie zaczyna się historia ta!

Detektyw odchodzi w pośpiechu za kulisy. Na scenie się rozjaśnia. Wchodzi młody mężczyzna z białymi tulipanami w ręku. Rozgląda się widocznie podenerwowany. Spogląda na zegarek, poprawia kołnierz i krawat. Przybiega dziewczyna.

Joanna: Muszę wyjechać, bo to jedyna szansa, bym mogła robić to czym żyję. Dobrze wiesz jak zależy mi na tańcu.
Markus: Ale nie rozumiem o czym mówisz Joanno. Powiedz mi co się stało. Jaki wyjazd?
Joanna: Nie możemy się już spotykać Markusie. Wyjeżdżam do innego miasta. Podjęłam już decyzję. Tam jest najlepsza szkoła tańca i będę miała szansę grać na prawdziwych scenach prawdziwych teatrów i chociaż tak bardzo się cieszę to… z drugiej strony nie chcę ciebie opuszczać.
Markus: Ale jak to nie możemy się już spotykać?
Joanna: Będę daleko od ciebie.
Markus: Myślisz, że ta odległość zniszczy naszą miłość?
Joanna: Nie, nie o to chodzi…
Markus: Więc o co Joanno? Wytłumacz mi o co?
Joanna: Chodzi o to, że to daleko i że nie będziesz mógł tak często przyjeżdżać i ja do ciebie…
Markus: Nie.. chodzi o to, że jestem biedny i że wolisz być sama tam? O to chodzi, przyznaj. Jakoś do dzisiaj nie miało to dla ciebie znaczenia, a teraz nagle oświadczasz mi że wyjeżdżasz i że nie chcesz mnie znać?
Joanna: Nie Markusie, to nie tak jak myślisz…
Markus: Już nie tłumacz się, może masz rację, może rzeczywiście tak będzie lepiej dla ciebie. Masz wszystko – talent, urodę i mądrość, i teraz szansę spełnić swe marzenia. Ja nie mam nic, więc po co masz marnować swoje życie u boku biednego być może poety? Wiesz, to miał być szczególny wieczór. Mógł być najszczęśliwszym w moim życiu, ale może tak będzie lepiej. Jedź spełniaj swe marzenia, bo moje właśnie legły w gruzach. (rzuca kwiaty na ziemię i odbiega)
Joanna: Ale Markusie to nie tak… nie tak, ja wcale nie chciałam… (płacząc próbuje go wołać, zbiera kwiaty i mówi) Nie potrafię serca podzielić na pół, chociaż tak bardzo bym chciała. Część mnie pozostanie tu i już nigdy nie będę cała. Moja miłość każdego wieczoru będzie wędrować ku tobie. I tańczyć będę dla ciebie tam, każdego wieczoru, lecz nie zmuszaj mnie, miły mój, bym tu i teraz dokonać miała wieczystego wyboru…
(ucieka; scena pozostaje pusta, w tle zaczyna rozbrzmiewać muzyka może być jakiś soundtrack, ale raczej spokojny i cichy; rozbłyska światło i ukazuje się pokój: biurko wieszak, dwa krzesła, lampka na biurku i kilka książek; wchodzi inspektor ten co na początku, zdejmuje płaszcz i kapelusz, i wiesza na wieszaku. Po czym siada do biurka i zaczyna przeglądać papiery)
Inspektor: Hmm… Wszystko jest pogmatwane i zeznania są zupełnie bez sensu. Nic mi się tutaj nie zgadza. (spogląda na zegarek) zaraz powinien się zjawić. Najwyższy czas zamknąć już tę sprawę. (pukanie do drzwi, wchodzi trochę zdenerwowany Markus)

Markus: Witam inspektorze.
Inspektor: Witaj chłopcze. Proszę siadaj. Czekałem na ciebie. Mam nadzieję, że zastanowiłeś się nad moją propozycją?
Markus: Zastanowiłem inspektorze, owszem.
Inspektor: I…?
Markus: Postanowiłem, że dam panu pewien klucz, który mam nadzieję wszystko wyjaśni, przynajmniej jest to wszystko, co ja wiem. I doszedłem do wniosku, że jeśli jest coś jeszcze w tej sprawie czego się pan dowiedział, bądź dowie, to chyba nie chcę wiedzieć. To miasto na zawsze pozostanie dla mnie przeklęte. Wyjeżdżam dzisiaj wieczorem i nie zamierzam nigdy tu powrócić. Właściwie, nigdy nie powinienem był tu przyjeżdżać.
Inspektor: Nie pragnie dowiedzieć się pan prawdy?
Markus: Panie inspektorze: odpowiedź na pytanie z którym tutaj przyjechałem już otrzymałem. Nie chcę wiedzieć już nic więcej. Nie chcę mieć już nic wspólnego z tą sprawą.
Inspektor: jak pan sobie życzy, panie Bandon. Poproszę zatem o ów magiczny klucz.
Markus: Właściwie jest to mój pamiętnik. Jest jedyny w swoim rodzaju, bo jak panu wiadomo jestem być może poetą. Jeśli nie przepada pan za wierszami niech pan po prostu ominie fragmenty.
Inspektor: Co to znaczy „być może poetą”?
Markus: To znaczy że jestem poetą, bądź nim nie jestem. Zależy kto pyta, kto czyta i kto jak uważa
Inspektor: A pan jak uważa?
Markus: (śmiech) Czasem lepiej nie wiedzieć, co myśli się o samym sobie. Niech pan panie inspektorze tak na mnie nie patrzy jak na dziwaka. Choć być może faktycznie nim jestem.
Inspektor: -Panie Bandon, zaiste jest pan ciekawym człowiekiem. W każdym razie bardzo panu dziękuję za współpracę. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś nasze drogi się splotą.
Markus: Przykro mi to mówić, inspektorze Temprano, ale nie podzielam pańskiej nadziei. Powinienem już iść. Żegnam pana.(Markus wychodzi)
Inspektor: Do widzenia panie Bandon. (do siebie) Dziwny człowiek – być może poeta. Ech… zobaczmy co tutaj mamy (otwiera pamiętnik, usadawia się wygodnie na krześle opierając nogi na blacie biurka i zaczyna czytać – można też dodać fajkę albo papierosa) „Joannę poznałem pewnego letniego wieczora. Wybrałem się z ojcem na jedną z plaż. Usiedliśmy na pisaku i rozmawialiśmy. W oddali widziałem grupę moich przyjaciół, którzy szykowali się do zabawy. Nie chciałem jednak zostawiać mego ojca samego. Już wtedy był bardzo schorowany. Wiedziałem, że te wieczory na plaży bardzo dużo dla niego znaczą. Gdy matka jeszcze żyła często przychodziliśmy tu we trójkę. Na plaży też się poznali. Na plaży zmarła moja matka - gdy miałem 7 lat zabrało ją morze. Na plaży poznałem Joannę, gdy miałem lat 17. Siedząc tak z ojcem rozmawialiśmy często o matce i widziałem w jego oczach przeraźliwą tęsknotę. Mój ojciec powiedział mi wtedy, że tęsknota za najukochańszą osobą jest największą karą jaką Bóg może zesłać człowiekowi. Posiedzieliśmy tak do zachodu słońca i odprowadziłem ojca do domu, po czym postanowiłem wrócić na plażową zabawę…

Scena z inspektorem zostaje wyciszona lecz on nadal gra tak, jakby czytał pamiętnik. To co będzie się działo teraz na scenie jest jakby opowieścią z pamiętnika. Tańcząc wchodzą Markus i Joanna.
Markus: Naprawdę jaka jesteś nie wie nikt
Bo tego nie wiesz nawet sama Ty
W tańczących wokół szarych lustrach dni
Rozbłyska Twój złoty śmiech
Przerwany w pół czuły gest
W pamięci składam wciąż
Pasjans z samych serc

Naprawdę jaka jesteś nie wie nikt
To prawda nie potrzebna wcale mi
Gdy nie po drodze będzie razem iść
Uniosę Twój zapach snu
Rysunek ust, barwę słów
Niedokończony, jasny portret Twój

Uniosę go ocalę wszędzie
Czy będziesz przy mnie, czy nie będziesz
Talizman mój, zamyśleń nagłych Twych i rzęs
Obdarowany Tobą miła
Gdy powiesz do mnie kiedyś: wybacz
Przez życie pójdę oglądając się wstecz

Uniosę go ocalę wszędzie..

Naprawdę jaka jesteś nie wie nikt
To prawda nie potrzebna wcale mi
Gdy nie po drodze będzie razem iść
Uniosę Twój zapach snu
Rysunek ust, barwę słów
Niedokończony, jasny portret Twój
(albo Markus mówi fragment wiersza tańcząc z Joanną albo śpiew -> ciekawe wykonanie Piotra Cugowskiego. Jeśli śpiew to można zaaranżować choreografię, więcej par tańczących i zrobić taki mini musical, po piosence Markus i Joanna pozostają sami i rozmawiają)

Joanna: Dobry z pana poeta.
Markus: Być może. Jeśli pani tak uważa, to mogę być poetą specjalnie dla pani.
Joanna: Mam na imię Joanna, więc już przestańmy z tym pan i pani.
Markus: Jak pani sobie życzy Joanno. Ja jestem Markus. Markus być może poeta. Z ciebie natomiast dobra tancerka.
Joanna: Taniec to moja pasja. Chcę kiedyś tańczyć w najsławniejszych sztukach świata i na deskach największych teatrów. To moje marzenie.
Markus: A więc chcesz być sławna?
Joanna: Tu nie chodzi o sławę, raczej o wyrażenie siebie. Chcę by cały świat widział moją pasję i moją miłość dla tej sztuki.
Markus: Zawsze warto marzyć. Marzyć też trzeba potrafić.
Joanna: Uważasz, że moje marzenia są nierealne?
Markus: Tego nie powiedziałem. Uważam, że marzenia są piękne, ale nie zawsze się spełniają.
Joanna: Jestem innego zdania. Trzeba wierzyć w to, że się spełnią.
Markus: Skoro tak, to chcę wierzyć, że moje marzenie się spełni.
Joanna: A jakie jest pana marzenie?
Markus: To tajemnica, gdybym je teraz tobie wyjawił, to by się nie spełniło. Dowiesz się w odpowiednim czasie.
Joanna: Obiecujesz?
Markus: Obiecuję.

Tańcząc schodzą ze sceny i znów czyta inspektor.

Inspektor: I tak właśnie poznałem Joannę. Spotykaliśmy się codziennie. Uwielbiałem z nią rozmawiać. Była taka pełna energii i chęci do życia. Zakochałem się w niej i wiedziałem, że będę ją kochał już do końca mych dni tak jak mój ojciec kochał moją matkę. Jednak w dniu kiedy zamierzałem poprosić Joannę o rękę, ona oświadczyła mi, że wyjeżdża spełniać swe marzenia o sławnych teatrach, sztukach i tańcu. Nie dziwiłem się jej, gdyż cóż mogło ją czekać u boku biednego być może poety? Gdyby za mnie wyszła już nie mogłaby spełnić swych marzeń. Tak przynajmniej wtedy to odbierałem. Życie jest okrutne każąc nam wybierać pomiędzy miłością a marzeniami. Gdybym był bogatszy, to być może udałoby się to jakoś pogodzić, ale nie mogłem pozostawić ojca samego i wyjechać wraz z Joanną a ojciec nie chciał opuszczać miasteczka, gdyż tutaj były wszystkie jego wspomnienia związane z matką. Tak minęły trzy lata podczas których nie otrzymałem żadnej wiadomości od Joanny. Na plaży byłem codziennie i wciąż na nią czekałem. Aż dopiero po trzech latach wracając po zachodzie do domu ujrzałem, że ojciec czeka na mnie na ganku trzymając białą kopertę. Inspektor cichnie wchodzi ojciec Markusa i Markus.


Markus: To niemożliwe ojcze. To nie może być prawda.
Ojciec: Musisz tam jechać Markusie. Codziennie widzę jak cierpisz. Doskonale cię rozumiem, bo z każdym dniem kocham twoja matkę coraz bardziej, chociaż jej już dawno tutaj nie ma. Ale ty masz jeszcze szansę.
Markus: Ojcze jaką szansę? To jest zaproszenie na ślub! Jaka w tym dla mnie szansa?
Ojciec: Pomyśl Markusie!
Markus: Tu nie ma co myśleć ojcze. Ona kocha innego!
Ojciec: Markusie przez ten czas który z nią spędziłeś czułeś że kocha ciebie. Wiedziałeś to, widziałeś w jej oczach, słyszałeś w jej głosie. To nie możliwe, by kochała innego. Masz szansę, musisz tam pojechać, musisz ją odzyskać.
Markus: Nie mogę ciebie tak zostawić.
Ojciec: Synu nie zwracaj uwagi na mnie, tylko jedź i spełnij swe marzenie. Przez tyle lat opiekowałeś się mną i wiem, że robiłbyś to dalej, ale nie mogę być przeszkodą na drodze do twoich marzeń. Jedź…
(scena ucicha i znów inspektor)

Inspektor: I tak wyruszyłem w podróż do miasta, w którym gdzieś było moje szczęście utracone i które musiałem odzyskać. Będąc już na miejscu zacząłem szukać adresu podanego na kopercie zaproszenia. Dotarłem do drzwi ogromnej willi. Otworzył mi służący, który mierząc mnie wzrokiem od góry do dołu i od dołu do góry oświadczył mi, że pana domu jeszcze nie ma. Zapytałem o Joannę, odpowiedział, że jest w teatrze Grande Real. Zaproponował mi, choć z widoczną niechęcią, bym zechciał zaczekać w holu na pana Verde, ale powiedziałem, że wrócę później i czym prędzej udałem się pod wskazany adres teatru.

(scena na ulicy przed teatrem. Marek znajduje zerwany afisz ogłaszający premierę sztuki, w której gra Joanna.)
Markus: Pudełko marionetek? Co to za nazwa dla sztuki? (na scenie pojawia się Verde)
Verde: To nie jest zwykła sztuka! To arcydzieło panie…?
Markus: Markus Bandon. A pan jest kim?
Verde: Tomas Verde. Właściciel teatru i fundator sztuki. Czy pan nie jest aby jednym z gości zaproszonych na mój ślub?
Markus: Owszem. Przyjechałem odwiedzić Joannę.
Verde: Już sobie przypominam. Joanna dużo o panu opowiadała. Pan jest tym poetą tak?
Markus: Być może. Gdzie mogę ją spotkać?
Verde: Pewnie jest w swej przebieralni. Zaprowadzę pana do niej, na pewno się ucieszy.

(Markus z Verde wychodzą jedną stroną a drugą wchodzi Joanna z dziewczyną która jej pomaga; scena w przymierzalni)

Joanna: Jak myślisz Roksano sztuka będzie sukcesem? Strasznie się boję..
Roksana: Nie martw się, Joanno, na pewno odniesie wielki sukces. Masz ogromny talent i znów będziesz błyszczeć na scenie.
Joanna: Znów będę błyszczeć…
Roksana: Czemu jesteś taka smutna? Nie podoba ci się to, że jesteś sławna?
Joanna: Sławna… nie tego pragnęłam w przeszłości…
Roksana: Nie pragnęłaś być sławna przychodząc do tego teatru?
Joanna: Nie chciałam sławy… chciałam by cały świat widział, jak kocham to co robię.
Roksana: Przecież widzą cię codziennie tysiące ludzi
Joanna: Oni nie widzą mej miłości, mego uczucia, mej pasji. Oni widzą tylko, że mam talent, że jestem piękna i sławna. Podobnie jak Tomas..
Roksana: Nie jesteś z nim szczęśliwa?
Joanna: Jestem, ale tak naprawdę chyba sama nie wiem, co do niego czuję i czy to, co on czuje do mnie, jest prawdziwą miłością. Chyba się gdzieś zagubiłam między moimi marzeniami a uczuciami.
Roksana: Ty sama wiesz najlepiej, co jest dla ciebie właściwe. Pamiętaj, że codziennie dokonujemy wyborów, które decydują o naszym życiu.
Joanna: Wiem. Muszę się odnaleźć.
Roksana: Masz niewiele czasu – ślub już za kilka dni. A premiera Pudełka już za kilka chwil.
Joanna: Ta sztuka jest okropna. Co to w ogóle za tytuł. Jestem tancerką a nie marionetką.
Roksana: Poradzisz sobie.
(Roksana wychodzi a na scenie pojawiają się Verde i Markus)
Verde: Witam moją przyszłą żonę. Zobacz kogo znalazłem przed wejściem do teatru.
Markus: Witaj Joanno.
Joanna: Markus? Co ty tu robisz?
Markus: Przyjechałem na twój ślub.
Verde: Więc wy sobie porozmawiajcie a ja muszę jeszcze pozałatwiać parę spraw przed wielką premierą. To będzie niezapomniane wydarzenie. (Verde wychodzi)
Markus: Naprawdę chcesz za niego wyjść?
Joanna: Tak… chyba tak..
Markus: Chyba tak?
Joanna: Już teraz niczego nie jestem pewna… byłam pewna, że nie przyjedziesz, ale się pojawiłeś.
Markus: Nie chciałaś, bym przyjeżdżał, więc po co wysyłałaś zaproszenie?
Joanna: Tomas się uparł. Chciał ciebie poznać. Jest we mnie bardzo zakochany.
Markus: W tobie czy w twoim pięknie i talencie?
Joanna: Dlaczego zawsze zadajesz pytania, których najbardziej nie chcę usłyszeć?
Markus: Bo chcę znać odpowiedzi, których najbardziej nie chcesz mi udzielić. Spełniłaś swoje marzenie?
Joanna: Po części.
Markus: Nie jesteś zadowolona? Występujesz na deskach sławnego teatru i w premierze sztuki która ma odnieść wielki rozgłos.
Joanna: Chyba nie tego pragnęłam Markusie.
Markus: Kochasz go?
Joanna: Słucham?
Markus: Czy go kochasz? Czy kochasz Tomasa? Czy zamierzasz za niego wyjść? Czy jesteś szczęśliwa?
Joanna: Chyba już czas na ciebie. Zaraz zaczyna się przedstawienie. (Joanna wyprasza Markusa za drzwi)

(Siada przed lustrem i zaczyna śpiewać (bądź mówić tekst). piosenka Anity Lipnickiej „Ballada dla śpiącej królewny”. Jeśli śpiewacie to oczywiście choreografia jak najbardziej wskazana)

Ile spała nie wie nikt
kolejne wiosny omijały ją
Tyle nocy, tyle dni
nie było jej dla świata

Odkąd rzucił na nią czar
zapomniała kim naprawdę jest
Dzisiaj budzi się
a ja śpiewam jej

Ref: Płacz, płacz...
Niech popłyną strumieniami Twoje łzy
Płacz, płacz...
za te wszystkie noce, za te wszystkie dni
Płacz, płacz...
w słonym deszczu umyj oczy z resztek snu
Już dobrze jest, dobrze już...

Teraz sama dziwi się
jak tak mogła przespać życia pół
Co takiego było w nim
że nic nie chciała więcej?

Trzy sukienki, kilka zdjęć -
to wszystko, co dziś ma z miłości tej
Oto budzi się
a ja śpiewam jej

(i inspektor)
Inspektor: Zasiadłem na widowni pełen zmieszanych uczuć. Joanna jest niepewna, a to otwiera mi furtkę do odzyskania jej. Do zabrania jej z tego okropnego świata. Przedstawienie zaczynało się już za kilka minut. W powietrzu wyczuwałem zapach tajemnicy i czegoś dziwnego. Nie wiem czy to tylko ja to wyczuwałem czy inni też, ale czułem się tak jakbym zapadał w głęboki sen. Kurtyna uniosła się do góry odsłaniając scenę najbardziej bajeczną jaką kiedykolwiek widziano w teatrze Grande Real i rozpoczynając jego najwspanialsze przedstawienie, które miało być zarazem jego ostatnim: „Pudełko marionetek”…

(w tym momencie przedstawiony jest taniec marionetek. Pozostawiam do waszej interpretacji. Dobierzcie jakąś tajemniczą muzykę- np. soundtrack z „Władcy Pierścieni” albo z „Piratów z Karaibów” czy z „Gladiatora”. Wiecie jak wyglądają ruszające się marionetki i mam nadzieję, że przedstawicie to w naprawdę ciekawy sposób. Oczywiście ma tam występować Joanna i ma być bajecznie jak to opisuje Markus w pamiętniku. Na końcu tańca wszystkie marionetki padają na ziemię jak nieżywe.)
(dalej inspektor)
Inspektor: Ludzie zaczęli wychodzić z sali, lecz coś mi nie pasowało. Sztuka się nie zakończyła, nie było finału. Czemu miała służyć, co ukazać i czemu aktorzy wciąż leżeli na deskach sceny? Nagle dotarła do mnie straszna prawda. Zacząłem pospiesznie biec w kierunku sceny. (Markus wybiega od strony widowni ku scenie)

Markus: Joanno! Joanno, Boże co tu się dzieje?!
Verde: Nic już nie zrobisz Markusie. (wyłania się Verde)
Markus: Co im zrobiłeś?! Co tu się stało?!
Verde: To pudełko marionetek Markusie.
Markus: Odczaruj ich. Po co to wszystko?
Verde: Każdy z nas jest marionetką w rękach życia. A jak już wiesz, życie jest piękne lecz bardzo okrutne. Ci artyści zagubili się we własnym życiu i marzeniach, które uważali już za osiągnięte – to tak jakby ich los już się wypełnił. Teraz muszą się odnaleźć.
Markus: Czyli jak spełnimy swe marzenie to już koniec?
Verde: Nasze marzenia mają wciąż się rozwijać a my razem z nimi. Powiedzmy sobie czego najbardziej pragniemy na świecie i do tego dążmy, i wciąż pielęgnujmy to w sobie, ale nie poprzestawajmy na tym, co już osiągnęliśmy. W każdym momencie musimy mieć jakiś cel, gdyż wtedy możemy podejmować decyzje przybliżające nas do jego realizacji. W przeciwnym razie stajemy w miejscu, zostajemy zawieszeni w próżni i zamieniamy się w marionetkę.
Markus: Nic z tego nie rozumiem… A co ze ślubem, co z Joanną?! Jak mam teraz żyć?
Verde: Ślub był po to, by cię tutaj sprowadzić. Obudziłeś w niej dawne uczucie i pozwoliłeś, by zaczęła odnajdywać samą siebie. Jej życie nie należy do tego teatru, ona szuka czego innego i razem z tobą to odnajdzie.
Markus: To wszystko jest jak sen. Niezrozumiałe, dziwne. Co mam teraz robić?
Verde: Czekać dalej, być może poeto…

(w tym momencie marionetki podnoszą się i w marionetkowy sposób schodzą ze sceny. Oddala się również Verde. Pozostaje tylko nieruchomo stojący Markus. W tym czasie śpiewa piosenkę Budki Suflera „Martwe morze”)

Markus: Dokąd płyniesz bracie
Dokąd gnasz
Po co tak zabijać się
W jednym punkcie przecież
W miejscu trwasz
Tylko czas do przodu mknie

Tak przemijasz w miejscu
Spalasz się
Jak pustynny w słońcu głaz
Wszelki ruch to tylko
Pozór jest
Tylko czas do przodu czas

To twój los
Zatrzymany w biegu kadr
Martwe morze stoi wokół nas
I nadziei brak na wiatr

Świat do koła kłębi się jak rój
Ta gorączka wiecznie trwa
Świat wiruje zjada ogon swój
Tylko czas do przodu gna

To twój los
Zatrzymany w biegu kadr
Martwe morze stoi wokół nas
I nadziei brak na wiatr
Martwe morze stoi wokół nas
I nadziei brak na wiatr

Martwe morze...

Jeśli pośród naszych
Gwiezdnych dróg
Pośród nieskończonych tras
Gdzieś istnieje jeden
Wieczny Bóg
To na imię ma on: Czas

To twój los
Zatrzymany w biegu kadr
Martwe morze stoi wokół nas
I nadziei brak na wiatr
Martwe morze stoi wokół nas
I nadziei brak na wiatr.

(Znów inspektor. Kartkuje pamiętnik z którego wypada kartka. Łapie ją i czyta)
Inspektor: Panie inspektorze Temprano. Kiedy skończy pan to czytać, nie będzie mnie już w tym mieście. Jak pan zdołał wywnioskować z mojej opowieści sprawa tajemniczego zniknięcia tancerzy teatru Grande Real osnuta jest pajęczyną magii i gry. Pudełko marionetek to nasz świat, a ci którzy się w nim zagubili stali się marionetkami ale niech pan się nie martwi na pewno kiedyś powrócą. Każda marionetka może na powrót stać się człowiekiem. Głęboko w to wierzę. Teraz wracam na swoją plażę oczekiwać dnia, w którym moja ukochana marionetka powróci, bym mógł wraz z nią spełniać swe marzenia. Panie inspektorze, życie jest okrutne każąc nam wybierać między marzeniami a miłością, ale wiem, że jest możliwe połączenie obydwu. Niech pan nie pyta skąd… po prostu wiem. Być może poeta.
Na koniec piosenka. Do wyboru:
- Raz Dwa Trzy: „Jutro możemy być szczęśliwi”
- Raz Dwa Trzy: „Trudno nie wierzyć w nic”

Można gdzieś jeszcze wstawić piosenkę: „Uciekaj moje serce”.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Grupa Teatralna JBT Strona Główna -> Scenariusze / Propozycje Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin