Forum Grupa Teatralna JBT Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Gość Oczekiwany

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Grupa Teatralna JBT Strona Główna -> Świadectwa
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
p.Marek
Master



Dołączył: 02 Paź 2007
Posty: 519
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gościcino

PostWysłany: Pon 3:12, 29 Gru 2008    Temat postu: Gość Oczekiwany

Historia Przedstawienia „Gość Oczekiwany” w naszej Grupie Teatralnej Eksperyment jest niczym „Niekończąca się Opowieść”.
Rozpoczęła się jeszcze wtedy kiedy nikt z nas nie myślał o grupie teatralnej, a gdyby ktoś taki pomysł podsunął spotkał by się z naszym zdziwieniem, może uśmiechem.
W roku 1999 grupa młodych parafian z Bolszewa wraz z ks. Marianem Młynarczykiem udała się do Warszawy na Parafiadę- olimpiadę Sportową grup parafialnych nie tylko z Polski (w duchu św. Józefa Kalasancjusza),. Spotkania i działania odbywają się wg myśli pijarskiej na 3 płaszczyznach: świątynia, teatr boisko. Codziennie mogliśmy spotkać się z jakimś ciekawym człowiekiem. Na takie spotkanie przybył Góral z Beskidów Józef Broda ojciec Joszka (Joszko grywa na fletach w Arce Noego ,2Tm 2,3) i Janusz Kohut. Józef Broda najlepszy flecista, pedagog i góralski filozof czerpiący muzykę z przyrody z tego co usłyszał i przeżył postanowił połączyć swoją muzykę z Januszem Kohutem grającym na syntezatorach muzykę miasta.
Miałem okazję przyglądać się próbie i przygotowaniu do występów Brody. Poprosiłem o autograf . Poznałem tego człowieka z innej strony nie od tej sławnej, ale od tej ludzkiej. Dowiedziałem się jak wygląda dzień przed występem artysty. Stres przy którym nie da się spożyć żadnego posiłku przez cały dzień i szukanie wyciszenia by zdobyć silę do występu. Kiedy rozpoczął się moment spotkania z młodzieżą przybyła mała garstka osób. A spotkanie było z takim natężeniem jak gdyby był komplet uczestników Parafiady. Poznaliśmy czar tańca dźwięków nie tylko gór ale i morza, głos kruka i wrony, różnorodność instrumentów, grająca świeżo zerwana gałązka i tajemnica otwartej dłoni(miłości) i dłoni zamkniętej (nienawiści). Spotkanie z tym niesamowitym człowiekiem zostało mi na całe życie w pamięci. A do tego zaproszenie: „ Jeśli będziecie w pobliżu Koniakowa to wpadnijcie”.
Od tego czasu każdorazowo po skończonej pielgrzymce pieszej na Jasną Górę istniało marzenie ponownego spotkania z tym niesamowitym człowiekiem gór.
W końcu w 2002r. dzięki Arturowi Szymerowskimu po pielgrzymce zostaliśmy kilka dni w Częstochowie, zamysłem udania się do Koniakowa i do Krakowa. Historia tej przygody jest długa ale ma ona wpływ na historię Gościa Oczekiwanego. Po przybyciu na Jasną Górę w strumieniach deszczu pod wałami spotkałem ucznia z Bolszewa, który kiedyś tam zakodował się jako niemiłe wspomnienie. To spotkanie zmieniło moje nastawienie do niego. O tym że świat jest mały mogłem się przekonać spotykając jeszcze jednego ucznia z siostrą. Tak rozpoczęła się zadziwiająca historia, wszystko było żywiołem prawie nie planowanym a odkrywaliśmy w nim rękę Kogoś, czuliśmy jak układanka naszej przygody złożona z wielu wydawałoby się nieznaczących puzzli układa się w jedną całość.
Po raz pierwszy zobaczyliśmy Częstochowę spokojniej bez wielkiego pośpiechu, gonitwy na powrotny pociąg. Spotkaliśmy się ze wspaniałą gościną u Artura dawno niewidzianej rodziny. Często byliśmy gośćmi na Wałach Jasnogórskich, mieliśmy wielki przegląd czapek, koszulek, znaczków i balonów różnych pielgrzymek.
15 VIII wyruszyliśmy od tronu naszej Królowej do Koniakowa. Artur dopóki nie kupił mapy był sceptycznie nastawiony na Koniakowski wyjazd, potem rolę się zmieniły i to ja poddałem wątpliwość naszą szaloną eskapadę, ale Artur tak zapalił się pomysłem, że rozwiał te wątpliwości.
Nasz pociąg dotarł do Zwardonia do miejsca z którego już tylko autobusy zabierały pasażerów za granice. Tam Artur za pomocą mapy przeprowadził nas prze dzicz naszych górskich wież świerkowych. Tam powstała historia stworzenia kobiety („jako konferencja po pielgrzymkowa w następnym dniu naszej życiowej pielgrzymkowej trasy”), tam też przeżyliśmy taniec chochoła w mgle. No i w końcu dotarliśmy do miejsca gdzie na domu widniał tablica z miejscowością i numerem koniakowskiego domu. Tam też starsza góralka prowadzącą polska krowę, czyli czerwoną z dzwonkiem u szyi, na pytanie o Józefa Brodę odpowiedziała, że:” o to na Zaolziu, to chyba tylko autobusem”, a zbliżała się godzina późna i deszczowa pogoda. Ruszyliśmy dalej, a Arturowi powiedziałem, że nie wiem jak my to zrobimy, ale ja Józefa Brodę muszę spotkać dziś. Potem natknęliśmy się na jeszcze jednego górala, który podobnie zareagował jak nasza pierwsza rozmówczyni. Potem postanowiliśmy, a była godzina 20.00 znaleźć schronisko by tam przespać nockę. Za pomocą mapy dostaliśmy się do baru. Tam narysowano nam mapę jak trafić do Józefa Brody, skoro byliśmy niedaleko Żywca postanowiliśmy zamówić to piwo. Niestety w moim przypadku piwo ze zmęczeniem zaczęło szybko działać i zaczęło być mi wesoło i wszystko obojętne, a zwłaszcza to gdzie będziemy spać. Artur stał na stanowisku zdrowego rozsądku i prosił byśmy poszli szukać gdzieś noclegu. Widząc. że ze mną się nie dogada nerwowym ruchem wstał i wyszedł, a ja ze zwieszonymi uszami truchcikiem za nim. Była godzina ok.21.00, zanosiło się na deszcz i burzę. Pierwszy mój pomysł to spać na przystanku, wiadomo jaką reakcję lub jej brak mógł zastosować Artur. W końcu przechodziliśmy niedaleko plebani. Podsunąłem Arturowi ten pomysł, ale też na niego spojrzał sceptycznie. Można sobie wyobrazić dwie takie stonki w środku nocy, na południu Polski na plecach ciążący stelaż z ciuchami z 19 dniowej pielgrzymki , na brzuchu zawieszony plecak chlebak, na którym znaczki pielgrzymkowe różnych grup. Kiedy przedstawiliśmy na plebani, co jest powodem naszej wizyty, i skąd przyszliśmy reakcja była odmienna niż oczekiwałem. Na początku myślano, że my te znaczki specjalnie powiesiliśmy na plecakach i coś kombinujemy. W końcu poczęstowano nas ciepłym lecho i wysłano dalej w poszukiwaniu noclegu. Dlaczego dalej, ponieważ były tam rekolekcje Oazy i wszystkich oazowiczów rozparcelowano po Koniakowie i było by głupio gdyby oni znaleźli nas na noclegu w tym domu. Ale skierowano nas do jednej dobrej rodziny, a na deszcz zanosiło się coraz bardziej. Dotarliśmy do tego domu, tam zmierzono nas od góry do dołu i skierowano do schroniska w Straży Pożarnej. Telefonicznie sprawdzili ,że miejsca dla nas są. Właśnie przed budynkiem straży pożarnej burza rozhuśtała się na dobre, tak że ledwo weszliśmy do środka. Tam oczywiście na początek spotkaliśmy się z zimnym przyjęciem ale po sprawdzeniu dokumentów od razu atmosfera się ogrzała nie tylko z powodu dachu nad głową. Radość nasza byłą duża po raz kolejny pogratulowaliśmy temu człowiekowi, który wymyślił kiedyś dach nad głową. Przyjechaliśmy w góry a tak naprawdę przez mgłę i pogodę nie zauważyliśmy ani jednego pagórka.
Nastał ranek Artur spróbował kolejny raz sprowadzić nasz wyjazd do kwestii organizacyjnej pytaniem „Marek co dalej?” Oczywiście ja kolejny raz nie wiedziałem. Okazało się że cały ten wyjazd nie można było inaczej brać jak na żywioł i przygodę. No i spakowaliśmy się i Artur za pomocą mapy, która powstała w barze przeprowadził nas do domu Brodów. Na podwórku bawiąca się rodzina, 4.metrowy wiatrak z napisem Festiwal Dzieci Gór i stado owiec za zagrodą, a do tego piękny jak na góry przystało domek. Po zapowiedzi naszego przybycia, pani Brodowa zawołała: „ Józiu jacyś panowie do ciebie”. W drzwiach doszło do wymarzonego naszego spotkania. Oczywiście na początku ciężko było przypomnieć Józefowi Brodzie to spotkanie na parafiadzie sprzed trzech lat. Józef zaprosił nas do środka na kawę i powiedział, że: „mamy szczęście żeśmy go dostali bo już dawno powinien być w Bielsku Białej na próbie do Oratorium, ale już trzy razy odmawiał przyjacielowi, bo tam każą grać mu z nut a on muzykę rozumie inaczej”. Na nasz widok powiedział też, że w wczoraj wieczorem kiedyśmy z bagażami przechodzili przez Koniaków nas mijał i jedną twarz zapamiętał. Wspaniałe słowa przypomniały nam o marzeniu spotkania tego człowieka już wczoraj 15 VIII i tak też się stało chociaż nawet o tym nie wiedzieliśmy. Przy kawie posłuchaliśmy tego czym żyje ta rodzina. Obejrzeliśmy galerię obrazów rodziny, w którym miejsce znalazły też rysunki dzieci. Przeżyliśmy medytację otwartej księgi, i śpiew drewnianego ptaka którego otrzymaliśmy w prezencie od pana Brody, a także mądrość małego dziecka który pytaniem „Czym różni się człowiek od czasu ?” pozwoliła dziadkowi znaleźć temat na miesiąc audycji filozoficznych w radiu. Po spotkaniu Józef Broda zaproponował nam przejazd do Bielska Białej. Bardzo się ucieszyliśmy bo to było nieoczekiwanym przyspieszeniem naszej podróży do Krakowa. W samochodzie który „ jest niczym telewizor gdzie biegające obrazy nie pozwalają zatrzymać się na medytację płynącego strumienia”. Zamiast jechać jak najkrócej nadłożyliśmy drogi. Przebyliśmy podróż wyciszenia dla Brody przed występem, przejechaliśmy historię jego życia związaną z Ustroniem, z dawną ziemią pogazdowską, którą Józef oddał ze względu na misję człowieka- wiecznego wędrowca. Plany dopiero zmieniły słowa syna- buduje własny dom, którego nie chciał mieć. Przejeżdżaliśmy obok miejsca gdzie spoczywa Zofia Kossak, a także zobaczyliśmy miejsce gdzie zjeżdża się na luzie samochodem pod górkę.
Dotarliśmy na miejsce, pomogliśmy zapakować Brodzie i jego przyjacielowi sprzęt nagłaśniający na próbę i występ do Oratorium Beskidzkiego na które otrzymaliśmy zaproszenie do Łagiewnik. Pan Broda wziął nasze namiary i dał do zrozumienia, że kiedyś musimy się spotkać. I tak ruszyliśmy dalej w drogę z zaproszeniem i tekstem Oratorium Beskidzkiego.
Po dotarciu do Krakowa, zastanawialiśmy się jak zwykle gdzie zanocujemy, do wyboru było pięć adresów. Żałowałem, że nie pamiętałem adresu do mojego kuzyna Staśka, bo on podobno mieszka bardzo blisko dworca. Po chwili nie wiem skąd ale do głowy przyszedł mi adres Basztowa 1. Stwierdziłem, że nie wiem co to jest, ale to trzeba sprawdzić i tak też się stało po tym adresem znalazłem nazwisko Cechosz. Ale niestety nikt nam nie odpowiadał a było już późno i trzeba sobie było znaleźć kryjówkę. No to Artur przygotował mapę Krakowa i postanowiliśmy znaleźć mojego chrzestnego, na drugim końcu Krakowa. Kiedy udaliśmy się przez jedną z głównych ulic, to napotkaliśmy blokadę drogi i ludzi którzy na coś wyraźnie czekali. Zapomnieliśmy, ze jest 16 VIII i przyjeżdża do Krakowa Ojciec Święty. Bez żadnego pośpiechu postanowiliśmy siedząc na naszych stelażach, spotkać drugą wielką osobistość jednego dnia. I tak też się stało ulica przy której staliśmy przejechał Jan Paweł II. Podczas krakowskiego pobytu 4 razy mijał nas na krakowskich drogach. Pomachaliśmy drewnianymi ptakami na powitanie Papieżowi i postanowiliśmy wrócić na Basztową. Zrobiliśmy, rzecz nietypową zapytaliśmy jedną panią z kamienicy o Staśka. I ta pani oświeciła nas ,że musimy dzwonić pod inne nazwisko, bo razem ze Staśkiem mieszka siostra jego żony z mamą. Po zadzwonieniu nieznana nam dotąd osoba kiedy dowiedziała się ze znamy Staśka od razu nas wpuściła. Kiedy weszliśmy na górę okazało się, że owszem przyjechaliśmy do Staśka, ale on o tym nic nie wie, jego żona właśnie jest tam skąd myśmy przyjechali a Stasiek jest w Wałbrzychu. Ale tą jedną noc mieliśmy przespać na podłodze u Staśka w pokoju w śpiworach. Zaproszono nas na kolację. Tam opowiedzieliśmy naszą historię i po kolacji kobiety naradziły się i zmieniły co do nas plany mieliśmy spać jednak w pokoju ich świętej pamięci męża, ile dni tylko chcemy. Zapytano nas na którą ma być następnego dnia obiad.
Na drugi dzień wybraliśmy się na wielką uroczystość poświecenia świątyni w Łagiewnikach. Przeżyliśmy piękne chwile w sektorze dla bezbiletowców, a wieczorem czekała nas uczta kulturalna „ Oratorium Beskidzkie” Po porozumieniu się z naszymi gospodarzami i zgodzie na to, żebyśmy bardzo późno wrócili poszliśmy jeszcze raz do Łagiewnik, po drodze pobłądziliśmy na ścieżkę po której poznaliśmy, że jesteśmy na wyżynie krakowsko częstochowskiej jury.
Ciąg dalszy nastąpi ciężko powiedzieć kiedy…


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
p.Marek
Master



Dołączył: 02 Paź 2007
Posty: 519
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gościcino

PostWysłany: Pon 3:14, 29 Gru 2008    Temat postu:

Powiem tylko tyle, że przedstawienie pare lat temu graliśmy 15 razy, a ten rok ma być powrotem Gościa na deski WCK- owej sceny pozdrawiam

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Stelluś
Master



Dołączył: 01 Lip 2007
Posty: 392
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bolszewo

PostWysłany: Wto 16:47, 30 Gru 2008    Temat postu:

bardzo ciekawa historia, część już wcześniej słyszłam Wesoly

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
p.Marek
Master



Dołączył: 02 Paź 2007
Posty: 519
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gościcino

PostWysłany: Pon 11:58, 12 Sty 2009    Temat postu:

Dotarlismy wreszcie wieczorem do Sanktuarium. Orkiestra, Zespól Góralski Grojcowianie, Klawisze, gitara.Józef Broda, Soliści między innymi Jacek Wójcicki i mała dziewczynka odgrywająca sierotke w Oratorium.
Słynni soliści poprawiający swój ubiór, przygotowujący się niczym paw do zalotów i Józef Broda pocichutku skulony rozmawiający z mała diewczynką jakby sam był dzieckiem.
Rozpoczyna się Oratorium od Słów Brody "Człowieku WSŁUCHAJ SIĘ W SIEBIE ON TU JEST. Rozpoczyna się cichutka gra fletem, które wprawia w ruch całą gamę muzycznych kolorów. Deszcz ze smyczek przypomniał nam Koniakowskie magania pogodą, Trtombita Brody oświetlona niczym błyskawica i grzmoty rozrywająca niebo, Kapela Góralska niosąca wieść, że ma przyjść Jezus z Wizytą do biednego Kurka ( a przed naszymi oczyma stanęła wieść- kiedy to my po Kaniakowie nocą w poszukiwaniu schronia wędrowaliśmy) No i głos małej dziewczynki Sierotki, która jako Jezus przychodzi do okrutnego młynarza. Oglądaliśmy i słuchaliśmy to pod dachem nieba i nazielonej łące trawy. Całe piękno rzuciło na wrażeniem na ziemię. Postanowiliśmy po występie podejść doJózefa Brody.
Tak zrobiliśmy. Rozdawał róznym ludziom autogrfy, zatrzymując się w połowie snuł gadki filozoficzno- pdagogiczno- góralskie. Świat i czas przestałdla niego istnieć, choć już kilka razy gaszono światła by dać znać, że już czas skończyć.
Pojawia się jakiś człowiek, który postanowiłsobie z Józefa Brody i z jego długiej brodyzakpić pytaniem : "Czy ta broda jest na sprzedaż?"- Odpowiedź Józefa: "A czy dusza jest na sprzedaż?".Kpiący nagle postanowił pytać czy bazylika Miłosierdzie jest jeszcze otwarta i zmył się szybciej niż pojawił.
No i na końcu my podchodzmy i słyszymy takie zdanie Józefa Brody: "Na długo zapamiętam to nasze spotkanie w Koniakowie przy kawie i to kiedy prejeżdżałem mijając Was nocą. Musimy kiedyś się jeszcze spotkać u mnie, albo u Was."


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
p.Marek
Master



Dołączył: 02 Paź 2007
Posty: 519
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gościcino

PostWysłany: Pią 0:42, 30 Sty 2009    Temat postu:

A teraz dygresja coś co się narodziło w mojej głowie i co Arturowi jako "pielgrzymkową" konferencję opowiedziałem w drodze do Koniakowa pomiędzy wieżami świerkowych lasów (mam nadzieję, że to jeszcze nie było pisane na naszym forum

KOBIETA

Kiedy stworzył Bóg mężczyznę zobaczył, że samemu mężczyźnie było źle na świecie i postanowił stworzyć dla niego kobietę. Ze stworzeniem mężczyzny nie było problemu, bo był on pierwszy. Kobieta miała być drugim pięknym dziełem Stwórcy. I tak obmyślał Pan Wszelkiego stworzenia nad tym jak miałby wyglądać ten ideał. Ledwo myśl ta się zrodziła Bóg przejrzał się w tafli jeziora, a dobicie Jego myśli Stworzyło przecudny obraz na zwierciadle jeziora. Był to tak przepiękny widok, że nawet jezioro swe wody przemieniło w szklane, kryształowe zwierciadło. Wszystkie istoty nie tylko Aniołowie zerkali i z zachwytem wychwalali Wspaniałego Artystę. Odbicie tej myśli nie miało sobie równych nawet wśród istot żyjących na ziemi. Ale pojawił się anioł przebiegłości i kiedy zobaczył tak piękny obraz nie mógł znieść jego widoku i postanowił zniszczyć Zwierciadło z ideałem kobiecego wizerunku. Gniewem i złością porozbijał je na małe kawałki i porozrzucał po całym świecie, w ten to sposób powstały wszystkie kobiety tego świata. Często się obserwuje wśród nich niezadowolenie ze swego wyglądu: a to za gruba, a to za chuda, a to znowu piegów za dużo, nos nie taki itd. Ciągle szukają porównania do tego ideału, zapominając, że przecież są jego doskonałą cząstką. Ale to nie koniec tej historii. Pan postanowił jednak stworzyć rzeczywistą istotę na podstawie tego obrazu, który kiedyś istniał na tafli jeziora, a teraz gdzieś drzemie we wszystkich kobietach świata. I powstał ideał kobiecości na imię Jej było Miriam, urodziła się w Palestynie a na świat wydała ideał Mężczyzny, chłopiec nosił imię Emanuel.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Grupa Teatralna JBT Strona Główna -> Świadectwa Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin